Forum .:Rock 'n Metal:. Strona Główna
  FAQ  Szukaj  Użytkownicy  Grupy  Galerie   Rejestracja   Profil  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  Zaloguj 

The Soft Machine

Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu Forum .:Rock 'n Metal:. Strona Główna -> Jazz, jazz-rock
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat
Autor Wiadomość
kobaian
Brodacz
Brodacz



Dołączył: 04 Cze 2010
Posty: 3805
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 40 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 08:01, 13 Marzec 2013 Temat postu:

Ja się też przyzwyczaiłem. Ale trochę to trwało.

Spojrzałem na swoją płytkę i nie ma tam informacji o żadnym remasteringu. Więc nie wiem - może rzeczywiście wersja zremasterowana jest ok.

Współczesnego sposobu nagrywania też nie lubię głównie za to, że muzyka jest zbyt ulizana, wygładzona i z reguły zbyt mocno skompresowana. Ale w wypadku SM nie o to chodzi. Chodzi głównie o to, że oni grają tam avant-rocka i w momencie gdy zaczynają hałasować to może to brzmieć albo jak muzyka, albo jak włączony odkurzacz, mikser, pralka, lodówka czy inny sprzęt AGD. I niestety takich momentów na mojej wersji "Third" trochę by się znalazło, gdzie to brzmi jak stara lodówka pracująca za ścianą.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
mahavishnuu
Dżonson
Dżonson



Dołączył: 11 Mar 2013
Posty: 564
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 60 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 14:30, 13 Marzec 2013 Temat postu:

Do tej pory miałem kilka wydań ,,Third”. Przed laty bodaj to pierwsze wydane na CD pod koniec lat 80-tych. Jakość była koszmarna, słuchając jej mordowałem się niemiłosiernie, w końcu przy pierwszej lepszej okazji sprzedałem. Na pewno znacznie lepiej brzmi zremasterowana edycja wydana przez Sony w 2007 roku, jednak i na niej do ideału sporo brakuje. Największą zaletą tego wydania jest to, że udało się usunąć koszmarne szumy w ,,Facelift”, jednak dźwięk jest nadal nadmiernie zbasowany, brakuje selektywności, wysokie pasmo zostało sztucznie podbite. Wszystko to sprawia, że słuchając tej edycji miałem takie charakterystyczne łaskotanie w uszach w czasie słuchania. Nie było to zbyt przyjemne. Najlepszą jakość udało się do tej pory uzyskać na japońskim remasterze wydanym przez Sony w 2007 roku. W tej wersji nie ma już problemu z ,,łaskotaniem uszu”, ponadto poszczególne parametry dźwięku zostały nieco lepiej zestawione. Generalnie rzecz biorąc jest jednak tylko poprawnie, żadna rewelia.

Co do koncertowego ,,Facelift” i jego kiepskiej jakości dźwięku to myślę, że wcale nie musiało to tak wyglądać. W dużym stopniu wynikało to z niechlujstwa i pośpiechu wytwórni płytowej, zabrakło także (jak niemal zawsze w przypadku tego zespołu) środków finansowych na profesjonalną rejestrację materiału na żywo. Jakość niektórych archiwalnych wydawnictw koncertowych zespołu świadczy o tym, że mogło być to o wiele lepiej zrobione. Nawet nagrany w półamatorski sposób ,,Live at the Paradiso” (marzec 1969) prezentuje się lepiej. Natomiast takie ,,Grides” (październik 1970) czy też ,,Live at Henie Onstad Art Centre” (luty 1971) mają wprost rewelacyjną jakość zapisu.

Soft Machine miał wyjątkowego pecha w kwestii realizacji technicznej swoich płyt. Siermiężne warunki pracy, nagrywanie materiału niemal na żywo, niemal zupełny brak postprodukcji, niemożność wykorzystania całego zaplanowanego aparatu wykonawczego z powodu kłopotów finansowych (,,Volume two"), delikatnie rzecz ujmując – przeciętni spece od technicznej obróbki materiału w studiu, olewatorskie podejście producenta Toma Wilsona (tak, tak to ten od ,,Freak out!" i debiutu Velvet Underground) do swojej pracy przy rejestracji debiutu, przy następnych krążkach nigdy nie wspierał ich zresztą żaden profesjonalny producent – to de facto spadało na ich barki, a w pierwszych latach działalności mieli oni małą wiedzę w kwestiach technicznych. To pierwsze z brzegu przykłady sprawiające, że zabrzmiało to tak, a nie inaczej.

,,Third” nie był bynajmniej ostatnim przykładem spaprania materiału. Mix ,,Bundles” był podobno tak fatalny, że muzycy po wysłuchaniu rezultatów swojej pracy chcieli nagrać cały materiał od nowa. Okazało się jednak, że w obliczu sporych nakładów finansowych na takie przedsięwzięcie musieli to sobie odpuścić i wydać w wersji pierwotnej. Większość pieniędzy poszła podobno (tak żartowali po nagraniu muzycy) na rejestrację partii gitarowych Holdswortha, który nagrał mnóstwo wersji swojej słynnej solówki do pierwszej części ,,Hazard profile”. Najbardziej zabawne jest to, że ostatecznie wybrano tą pierwszą wersję.
Co do jakości dźwięku na ,,Bundles” to na pierwszym wydaniu kompaktowym, które posiadam nie brzmi to na szczęście tak źle, muszę koniecznie zapoznać się z remasterem Esoteric Records z 2010 roku.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez mahavishnuu dnia Śro 14:42, 13 Marzec 2013, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Filas
Moderator
Moderator



Dołączył: 04 Sty 2013
Posty: 3117
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 15 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Etceteragrad
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 16:11, 19 Maj 2013 Temat postu:

Po 3 miesiącach wróciłem do debiutu i mnie urzekł. Chyba w lutym nie byłem jeszcze gotowy na psychodelię.

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Filas dnia Nie 16:11, 19 Maj 2013, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
che
Hipopotam
Hipopotam



Dołączył: 26 Gru 2011
Posty: 1967
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 14 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 16:37, 19 Maj 2013 Temat postu:

Luty to nie miesiąc na psychodelię.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Filas
Moderator
Moderator



Dołączył: 04 Sty 2013
Posty: 3117
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 15 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Etceteragrad
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 16:39, 19 Maj 2013 Temat postu:

To też możliwe, ale mimo wszystko.

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Filas dnia Nie 16:39, 19 Maj 2013, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
zuy_pan
Bad Motherfucker
Bad Motherfucker



Dołączył: 27 Sty 2012
Posty: 5826
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 40 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Nie wiem, skąd mam wiedzieć?
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 16:45, 19 Maj 2013 Temat postu:

W lutym łatwo o bad tripa. ale teraz to bym wciurał jakiegoś kwaso-podonego specyfiku.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Filas
Moderator
Moderator



Dołączył: 04 Sty 2013
Posty: 3117
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 15 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Etceteragrad
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 17:50, 19 Maj 2013 Temat postu:

Może H2SO4

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
che
Hipopotam
Hipopotam



Dołączył: 26 Gru 2011
Posty: 1967
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 14 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 17:52, 19 Maj 2013 Temat postu:

Grzybobranie dopiero w październiku... choć kumpel ma jeszcze jakieś zapasy <zaciera ręce>

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Filas
Moderator
Moderator



Dołączył: 04 Sty 2013
Posty: 3117
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 15 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Etceteragrad
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 18:12, 19 Maj 2013 Temat postu:

Byle nie jak w reklamie Sagi *khe khe*.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
zuy_pan
Bad Motherfucker
Bad Motherfucker



Dołączył: 27 Sty 2012
Posty: 5826
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 40 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Nie wiem, skąd mam wiedzieć?
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 18:18, 19 Maj 2013 Temat postu:

Nie jedzie ktoś do Czech? Bo inaczej zostaje mi apteka i kinder-ćpuńskie tabletki na kaszel albo "cipacz" czy inne gówno.

ps: A jakie to było grzybobranie w reklamie Sagi?


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez zuy_pan dnia Nie 18:20, 19 Maj 2013, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
che
Hipopotam
Hipopotam



Dołączył: 26 Gru 2011
Posty: 1967
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 14 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 18:28, 19 Maj 2013 Temat postu:

Czytałem o tym "cipaczu". Próbowałeś? Bo niektórzy mieli ponoć fazę dość chujową...

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez che dnia Nie 18:29, 19 Maj 2013, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
zuy_pan
Bad Motherfucker
Bad Motherfucker



Dołączył: 27 Sty 2012
Posty: 5826
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 40 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Nie wiem, skąd mam wiedzieć?
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 19:46, 19 Maj 2013 Temat postu:

Nie, tego nie próbowałem, tylko słyszałem od kolegi, nie wiem nawet jak działa.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
mahavishnuu
Dżonson
Dżonson



Dołączył: 11 Mar 2013
Posty: 564
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 60 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 23:22, 20 Maj 2013 Temat postu:

Filas napisał:
Po 3 miesiącach wróciłem do debiutu i mnie urzekł. Chyba w lutym nie byłem jeszcze gotowy na psychodelię.




Bo pomimo tych wszystkich okoliczności zewnętrznych, to jednak zacna płyta.

Debiut Soft Machine, podobnie jak Pink Floyd, to epokowe płyty dla psychodelii. Problem tylko w tym, że w niewielkim stopniu odzwierciedlały one ówczesne poczynania tych grup. Dzisiaj, gdy mówi się o „Piper at the gates of dawn” padają zazwyczaj słowa pełne zachwytu, lub przynajmniej pochlebne opinie. Tymczasem dla części ówczesnych środowisk undergroundowych ta płyta była czymś w rodzaju zdrady ideałów. Stali bywalcy UFO, Roundhouse czy też Speakeasy byli przyzwyczajeni do zgoła odmiennej muzyki, którą proponował tam kwartet Barretta. „PATGOD” miała wprawdzie pewien odcień eksperymentalny, jednak dominowały na niej ekscentryczne utwory bliskie konwencji popu. Wyjątkiem był tylko „Interstellar overdrive”, który w pełni odzwierciedlał poczynania grupy na koncertach. W książce Weissa o Pink Floyd jest wypowiedz na ten temat Pete’a Townshenda, który nie krył rozczarowania popowym kolorytem tego albumu.

W wypadku Soft Machine sprawa wyglądała dość podobnie, tyle że presja na zespół była większa, ponadto wywierana przez różne podmioty. Probe – macierzysta wytwórnia Softów widziała w nich materiał na psychodeliczny band, który, owszem, będzie grał ambitną muzykę rockową, jednak nie pozbawioną komercyjnego potencjału. Merkantylnie nastawiony był także ówczesny management zespołu, który traktował go instrumentalnie (szczególnie Michael Jeffery to dość ponura persona, mógłby o tym sporo powiedzieć także Hendrix). Nie inaczej wyglądała sprawa z pierwszymi producentami, z którymi przyszło im pracować (Gomelsky, Wilson). Oni także postrzegali ich jako grupę, która powinna skupić się na przebojach i chodliwych wydawnictwach płytowych. Wystarczy porównać nagrania koncertowe zespołu z lat 1967-1968 z owocami sesji płytowych z tego okresu. Szczególnie rażący jest zapis sesji w De Lane Lea z Gomelskym z kwietnia 1967 roku (wydawany sukcesywnie na przestrzeni lat pod różnymi tytułami, choćby jako „Jet propelled photographs”). Na debiutanckim albumie było już na szczęście znacznie lepiej, choć nie obyło się bez poważnych ograniczeń i utrudnień. Gdyby nie improwizatorskie umiejętności muzyków ten materiał wypadłby fatalnie. Niemal wszystko nagrywano na żywo, materiał nie poddano procesowi postprodukcji, producent Tom Wilson wykazywał lekceważący stosunek do pracy nad tą płytą. Zważywszy na te siermiężne warunki aż dziw bierze, że mamy tu ostatecznie do czynienia z jednym z największych arcydzieł psychodelii. Te doświadczenia z producentami sprawią, że grupa zupełnie zrezygnuje z zatrudniania fachmanów z tej profesji, robiąc wszystko sama. Pierwszym albumem zespołu, który był faktycznym odzwierciedleniem ich poczynań był dopiero „Volume two”. Odejście Ayersa oraz dokooptowanie Hoppera sprawiło, że wreszcie stali się oni homogenicznym organizmem, który świadomie zmierzał w jednym kierunku. Pop-rockowe ciągotki Ayersa trochę ten kierunek wcześniej zaburzały. „Volume two” to w sumie chyba mój ulubiony album psychodeliczny. Amerykański wariant psychodelii tak do końca mi nie odpowiada. Przeszkadzają mi w niej elementy bluesa i country rocka, które pojawiają się z różnym nasileniem u wielu bandów zza Wielkiej Wody. Floydzi i Soft Machine dość szybko pozbyli się rhythm’n’bluesowych naleciałości, unowocześnili swój język muzyczny, co wyszło im tylko na dobre.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Filas
Moderator
Moderator



Dołączył: 04 Sty 2013
Posty: 3117
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 15 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Etceteragrad
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 20:30, 11 Czerwiec 2013 Temat postu:

Dylemat mnie dzisiaj naszedł: jaką rolę w "Facelift" pełni to dysonansowe wprowadzenie na organach? A może pełni ono po prostu rolę dysonansowego wprowadzenia na organach? Pomoże mi ktoś?

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Filas dnia Wto 20:30, 11 Czerwiec 2013, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kapitan Wołowe Serce
Administrator
Administrator



Dołączył: 03 Wrz 2008
Posty: 8801
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 59 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 20:45, 11 Czerwiec 2013 Temat postu:

Mnie się ono kojarzy z inspiracją ówczesną muzyką elektroniczną, np Terrym Rileyem, ale w dość awangardowej, czy avant-jazzowej formie.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Filas
Moderator
Moderator



Dołączył: 04 Sty 2013
Posty: 3117
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 15 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Etceteragrad
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 21:05, 11 Czerwiec 2013 Temat postu:

To by miało sens... W ogóle, diabelsko monumentalne i mocne jest to wejście, moim zdaniem. A może to taka forma terroru?

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
zuy_pan
Bad Motherfucker
Bad Motherfucker



Dołączył: 27 Sty 2012
Posty: 5826
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 40 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Nie wiem, skąd mam wiedzieć?
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 21:41, 11 Czerwiec 2013 Temat postu:

Bo to Lajw, więc przyszedł do klawisza, sobie grał, a reszta zespołu kończyła jeszcze obiad czy tam piwo i dopiero jak skończyli to przyszli i zaczęli grać, ale że punktualność przede wszystkim, to przyszedł i zaczął grać i fajno mu wyszło, to zostawili.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Filas
Moderator
Moderator



Dołączył: 04 Sty 2013
Posty: 3117
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 15 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Etceteragrad
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 22:37, 11 Czerwiec 2013 Temat postu:

Brzmi sensownie.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
mahavishnuu
Dżonson
Dżonson



Dołączył: 11 Mar 2013
Posty: 564
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 60 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 00:33, 12 Czerwiec 2013 Temat postu:

To osobliwe intro w „Facelift” to dość ciekawa rzecz. Słyszałem różne wersje tego utworu grane przez zespół w latach 1970-1972, jednak w żadnej innej nie ma aż tak rozbudowanego wstępu na organach. Zazwyczaj jest on mniej więcej o połowę krótszy i nie tak diabolicznie kakofoniczny (tak było choćby już w czasie koncertu paryskiego w marcu 1970 roku) lub pojawia się od razu główny temat grany na saksofonie przez Eltona Deana. Akurat ta klasyczna wersja nagrana w kwintecie z Dobsonem została uwieczniona na taśmie w czasie dwóch koncertów. Pierwszy miał miejsce 4 stycznia w „Fairfield Hall”, natomiast drugi odbył się 11 stycznia w „Mother's Club” w Birmingham. Lwia część utworu pochodziła z „Fairfield Hall”, ponieważ jednak w niektórych miejscach jakość dźwięku była fatalna postanowiono umiejętnie uzupełnić te mankamenty alternatywnym wykonaniem z Birmingham. Rzeczywiście słuchając „Facelift” trudno doszukać się tych cięć. Zostało to zrobione w subtelny i umiejętny sposób. Organowe intro pochodzi prawdopodobnie z Fairfield Hall. Warto także wspomnieć o nietypowym zakończeniu „Facelift”. W innych wersjach jest ono zazwyczaj inne. W postludium wybrzmiewa ponownie główny temat melodyczny, który pojawia się po raz pierwszy po tym organowym pandemonium Ratledge’a , tym razem jednak z efektami taśmowymi (np. odtwarzanie dźwięku od tyłu w przyśpieszonym tempie). Stanowi to w sumie dość niekonwencjonalną kodę.

W latach 1967-1970 Mike Ratledge zwykł grać w czasie koncertów przynajmniej kilka dłuższych solówek na organach. Były one integralną częścią kompozycji bardziej rozbudowanych lub stanowiły samoistną całość (np. „Disorganization”). Wstęp do „Facelift” wpisuje się właśnie w tą tradycję, stylistycznie jest zresztą dość bliski jego ówczesnym eksploracjom brzmieniowym. Jakkolwiek Ratledge w tym okresie był pod wpływem twórczości Terry’ego Rileya to akurat ten fragment trudno jest z nim powiązać. To jednak zupełnie inna estetyka. Słychać w nim echa fascynacji „poważną” muzyką elektroniczną z lat 50-tych i 60-tych (Ratledge interesował się koncepcjami Stockhausena oraz jego eksperymentami z elektroniką). Te organowe eksperymenty mogą także nieco kojarzyć się z tym, co robił wówczas Sun Ra, szczególnie jego atonalne zgrzyty i sprzężenia z tytułowej kompozycji z płyty ,,Atlantis'' (1969) wydają się być czymś pokrewnym. Są to jednak tylko ogólne analogie, gdyż, generalnie rzecz biorąc, aura brzmieniowa tych utworów jest nieco inna. Poza tym Ratledge prezentuje odmienną szkołę gry, ma także inne podejście do tworzonego materiału dźwiękowego. Mike w tym czasie sporo słuchał także płyt Cecila Taylora. Kakofoniczne faktury brzmieniowe, rozwichrzone dysonanse połączone ze sporą ekspresją wykonania przywodzą także na myśl dokonania tego wybitnego free jazzowego pianisty.

Rileyowskie inspiracje słychać natomiast szczególnie w preludium i postludium „Out-bloody rageous”. Chodzi szczególnie o jego wczesne kompozycje, takie jak: „Untitled organ” i „Dorian reeds” oraz płytę „A rainbow in curved air”(1969). „Out-bloody rageous” jest wymownym przykładem tego, jak można stworzyć własny oryginalny język muzyczny, wychodząc od pewnego konceptu będącego inspiracją obcą twórczością. Pierwsze pięć minut utworu to subtelnie narastające crescendo organów. Ta część posiada minimalistyczny charakter, mamy w niej do czynienia z nieustającymi repetycjami muzycznych wątków, które ulegają stopniowo nieznacznym przekształceniom. Zauważalne są jednak także różnice, które sprawiają, że ten fragment ma własne, specyficzne brzmienie i klimat. Decyduje o tym inna faktura kompozycji oraz mniej ortodoksyjne podejście Ratledge'a do narracji utworu. Techniczna obróbka materiału dźwiękowego także przydaje mu nieco inny charakter niż było to w przypadku wczesnych prac Rileya. Dzieła amerykańskiego pioniera minimalizmu z tego okresu były bardzo statyczne w warstwie dynamicznej, natomiast koncept „Out-bloody rageous” opierał się na subtelnym cieniowaniu doznań dynamicznych w postaci narastającego crescenda we wstępie i diminuenda w finale.

Jest to dobry przykład na to, że nawet najbardziej oryginalni twórcy nie działają w próżni. Na bazie inspiracji obcą twórczością potrafią wykreować własne wartości, które wzbogacają i rozwijają te, które już zastali. W wypadku „Third” te źródła inspiracji były przecież dość szerokie: awangardowa muzyka współczesna w wydaniu europejskim, rileyowski minimalizm, free jazz, post-bop i inne.


Post został pochwalony 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
zuy_pan
Bad Motherfucker
Bad Motherfucker



Dołączył: 27 Sty 2012
Posty: 5826
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 40 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Nie wiem, skąd mam wiedzieć?
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 00:50, 12 Czerwiec 2013 Temat postu:

To że więcej czegoś takiego nie grali, uwiarygadnia "obiadową" wersję, to też byli ludzie.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu Forum .:Rock 'n Metal:. Strona Główna -> Jazz, jazz-rock Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Następny
Strona 3 z 8


Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB Š 2001, 2005 phpBB Group
Theme bLock created by JR9 for stylerbb.net
Regulamin