Forum .:Rock 'n Metal:. Strona Główna
  FAQ  Szukaj  Użytkownicy  Grupy  Galerie   Rejestracja   Profil  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  Zaloguj 

Manfred Mann's Earth Band

Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu Forum .:Rock 'n Metal:. Strona Główna -> Prog, rock psychodeliczny i eksperymentalny
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat
Autor Wiadomość
mahavishnuu
Dżonson
Dżonson



Dołączył: 11 Mar 2013
Posty: 564
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 60 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 00:16, 24 Czerwiec 2013 Temat postu: Manfred Mann's Earth Band

MANFRED MANN'S EARTH BAND




Skoro pojawił się w naszych rozmowach ten zespół może warto wspomnieć pokrótce o jego dokonaniach w latach 70-tych. Manfred Mann’s Earth Band to grupa dość trudna do zaszufladkowania. Ich muzyka jest dość eklektyczna, ponadto ich styl stale ewoluował w różne strony na przestrzeni lat.

Manfred Mann’s Earh Band (1972)
Glorified magnified (1972)

To w sumie najmniej ciekawe pozycje z ich najbardziej płodnego okresu (1972-1978). Można przeżyć prawdziwy szok po tym, jak człowiek przyzwyczaił się już do dźwiękowych ekscesów Chapter Three. Zdecydowanie dominuje na nich forma piosenkowa, utwory rażą nadmiernym tradycjonalizmem. To w sumie takie typowe pop-rockowe granie, które raczej nikogo nie zainteresuje.

Messin’ (1973) – ten krążek sygnalizuje większe zainteresowanie bardziej rozbudowanymi formami, jest więc odejściem od typowej pop-rockowej sztampy. Nic wielkiego się tu jednak nie dzieje. W tym albumie zawsze raził mnie jego nadmierny eklektyzm. Niemal każdy utwór jest utrzymany w innej konwencji (rock progresywny, hard rock, blues…)

Solar fire (1973) – ten album rozpoczyna złoty okres w historii zespołu (1973-1976). Jest bardziej jednorodny stylistycznie niż jego poprzednik. Dobry na początek znajomości z tą formacją. Bardzo solidny rock progresywny, aczkolwiek bez fajerwerków artystycznych.

The good earth (1974) – ponownie powrót do bardziej eklektycznego oblicza. Początek zdecydowanie hard rockowy ("Give me the good earth"), później, jak to u MMEB, prawdziwy kalejdoskop stylistyczny. Druga strona płyty jest zdecydowanie lepsza. Wyróżniają się „Sky high”, sygnalizujący wzrost zainteresowania jazz-rockiem, z silnymi akcentami art-rockowymi i wreszcie majestatyczny „Earth hymn” (w dwóch częściach).

Nightingales and bombers (1975) – zdecydowanie jeden z najlepszych albumów w dorobku grupy. To właśnie w tym czasie Manfred Mann był bardzo intensywnie pochłonięty zgłębianiem muzyki jazz-rockowej, co na tym krążku niewątpliwie słychać. Świadczą o tym takie utwory jak: „Countdown”, „Crossfade”, „As above so below” i przede wszystkim „mahavishnowaty”, „Nightingales and bombers” z solówką na syntezatorze w stylu Jana Hammera. Manfred Mann jest dość łatwo rozpoznawalny, gdy gra na tym instrumencie. Ma specyficzny sound i styl gry. Czasami może on trochę kojarzyć się z klawiszowcem pierwszego wcielenia Mahavishnu Orchestra. Tak przy okazji, bodaj najsłynniejsze solo na syntezatorze Mann zagrał gościnnie w „July morning”, klasyku Uriah Heep. Ten kosmiczny Moog, szalejący przez kilka minut to właśnie on. To jedna z największych atrakcji tej kompozycji.

Roaring silence (1976) – najbardziej znany album zespołu, ich swoista wizytówka. Przez sporą część krytyków uważany za najlepszy w ich dorobku. Czy tak jest w rzeczywistości? Trudno osądzić. Płyta sygnalizuje zwrot w stronę muzyki bardziej konwencjonalnej, melodyjnej, powiedzmy ogólnie „piosenkowej”. Nie brakuje jednak na nim progresywno-jazz-rockowego grania. W ten pierwszy model wpisuje się choćby ballada „Singing the dolphin through” czy też podniosły „The road to Babylon”. Drugi reprezentują „Waiter, there's a yawn in my ear” (kolejny odrzut z niedokończonej trzeciej płyty Chapter Three) i „Starbird", z wplecionym motywem z „Ognistego ptaka”, Strawińskiego. Obydwa znowu nawiązują do orkiestry Johna McLaughlina. Szczególnie „Starbird”, ze swoimi charakterystycznymi dialogami gitary i syntezatora w czasie grania partii solowych.

Watch (1978) – ostatni album godny uwagi, aczkolwiek mocno zanurzony już w pop-rockowym klimacie. Są tu już tylko przebłyski bardziej wyrafinowanego grania („Drowning on dry land”/”Fish soup”. Zdecydowanie dominują konwencjonalne piosenki. Późniejsze płyty to już sztampowy pop-rock, coraz bardziej jałowy i banalny.

Wired (1977) – mało znany koncert zespołu z 1977 roku, jednak wydany dopiero w 2001 roku. Najciekawiej wypadły na nim bardziej rozbudowane wersje utworów studyjnych, w które wpleciono improwizacje Manfreda Manna na syntezatorze (np. „Davy's on the road again”).

Na koniec coś dla fanów Chapter Three. Warto zainteresować się czteropłytowym boxem „Odds & sods – Mis-takes & out-takes". Na pierwszej płytce w tym zestawie można posłuchać alternatywnych wersji utworów z pierwszych dwóch płyt tej formacji oraz, co szczególnie ciekawe, znalazło się na nim kilka ocalałych kompozycji z sesji do trzeciego albumu. To dobre uzupełnienie dorobku Chapter Three, który w bardzo interesujący sposób dokonał autorskiej syntezy elementów rocka, jazz-rocka i free jazzu.

Manfred Mann’s Earth Band to generalnie „druga liga” brytyjskiego rocka progresywnego. Jednak warto poszperać trochę w ich dyskografii, gdyż mieli przebłyski bardzo ciekawego grania. Manfred Mann prawdopodobnie nigdy nie uwolnił się od traumy, jaką były dla niego fatalne wyniki sprzedaży obydwu krążków Chapter Three, dlatego na płytach jego Ziemskiego Bandu co rusz wychodziło asekuranctwo i zgniłe kompromisy. Można znaleźć także na szczęście trochę ciekawych tematów, które być może zainteresują osoby, słuchające nieco ambitniejszej muzyki rockowej.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kapitan Wołowe Serce
Administrator
Administrator



Dołączył: 03 Wrz 2008
Posty: 8801
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 59 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 20:04, 25 Czerwiec 2013 Temat postu:

Większości tych płyt kompletnie już nie pamiętam. W zasadzie mam w głowie wyłącznie zawartość Solar Fire, bo odkąd ją usłyszałem uznawałem za album pierwszoligowy (nadal tak sądzę) i raz na jakiś czas zdarza mi się go słuchać.

Cytat:
Nightingales and bombers (1975)


Pamiętam, że było to zupełnie niezłe, chociaż tego jazz-rocka w ogóle sobie nie przypominam. Przypominam sobie za to dość komercyjny rock. Ale przesłucham w najbliższym czasie.

Cytat:
Roaring silence (1976)


Tego słuchałem nie tak dawno i było nudne. Bidny, mega komercyjny, przebrzmiały prog, grany przez porządną kapelę (dlatego płyta jest nudna, nie koszmarna).


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Kapitan Wołowe Serce dnia Wto 20:05, 25 Czerwiec 2013, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
mahavishnuu
Dżonson
Dżonson



Dołączył: 11 Mar 2013
Posty: 564
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 60 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 22:37, 25 Czerwiec 2013 Temat postu:

"Nightingales and bombers" jest mniej więcej na podobnym poziomie jak "Solar fire". Choć także jest mocno nierówny, co jest dość typową przypadłością dla płyt tego zespołu. Obok dobrych ("Crossfade", "Visionary mountains") i bardzo dobrych (utwór tytułowy), są także nijakie, by nie rzec, kiepskie ("Time is right", "Fat Nelly").

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu Forum .:Rock 'n Metal:. Strona Główna -> Prog, rock psychodeliczny i eksperymentalny Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1


Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB Š 2001, 2005 phpBB Group
Theme bLock created by JR9 for stylerbb.net
Regulamin